Amazfit T-REX – unboxing wszystkoodpornego smartwatcha

Jako pierwsi w Polsce, przedstawiamy unboxing najnowszego zegarka znanej i lubianej firmy Amazfit – T-rex. Smartwatch został zaprezentowany na styczniowych targach CES w Las Vegas a już dzisiaj jest u nas!

Producent promuje Amazfit T-rex jako pancerny smartwatch posiadający militarne certyfikaty potwierdzające jego wytrzymałość i odporność na szeroko rozumiane sponiewieranie. Na pewno to sprawdzimy! J:-)

Technikalia

Na początek garść technikaliów. T-rex pracuje na autorskim oprogramowaniu, znanym z innych modeli Amazfita. Patrząc na tarczę zegarka, widzimy 1,3 calowy kolorowy ekran AMOLED (Active-Matrix Organic Light-Emitting Diode) o rozdzielczości 360×360 zabezpieczony szkłem Gorlilla Glass 3 z powłoką (podobno) nie zbierającą odciski palców. Posiada również funkcję Always on display.
Producent deklaruje możliwość pracy w extremalnych warunkach: pomiędzy +70 i -40 stopni C. 

Podobno ładowarkę możemy schować na 20 dni, a przy podstawowym wykorzystaniu, nawet na 66 dni. Jeśli działamy na wbudowanej nawigacji (GPS + GLONASS ) energii starczy na 20 godzin. To też na pewno sprawdzimy! 🙂  W tym miejscu warto wspomnieć, że użytkownicy zegarków Amazfit narzekali na dokładność lokalizacji. W opisywanym modelu, mamy do czynienia z układem GPS od Sony, który ma działać lepiej niż w poprzednich modelach.

Amazfit T-rex wyróżnia się swoim solidnie wyglądającym kształtem, ciekawym paskiem i nieco kanciastymi krawędziami, które przypadły mi do gustu już na materiałach prasowych. Jak na twardziela przystało, sikor jest wodo/pyło/błoto/piasko (uf!) odporny. Potrafi też mierzyć nasze serducho, wbudowanym optycznym monitorem pracy serca, w trakcie 14 zaprogramowanych trybach sportowych. Niestety trybu treningu strzeleckiego, wynoszenia śmieci, prania ręcznego i mycia nóg nie znalazłem. Za to znajdziemy wiele przydatnych smart funkcji, które ułatwiają życie codzienne. T-rex działa z Androidem od wersji 5 i iOS 10 w górę.

Pierwsze wrażenia

W pudełku znajduje się zegarek, oraz magnetyczna kabelkowa ładowarka – bardzo wygodna w użyciu, chociaż wolałbym ładowanie indukcyjne.

W pudełku znajdziemy również coś co można nazwać mini (właściwie micro) instrukcją obsługi. Przy pierwszym dotknięciu od razu zwróciłem uwagę na wagę zegarka. Jest bardzo lekki  – 58 g. Jeśli wcześniej używałeś fit opasek, a teraz ubierzesz zegarek to nie będziesz się czuł przytłoczony jego wagą. Przy pierwszym uruchomieniu trzeba pobrać aplikację Amazfit, którą (nie)można pobrać z linka w QR kodzie na wyświetlaczu zegarka. W przypadku mojego egzemplarza, link prowadził do nieistniejącej strony. Jednak po wpisaniu w Google Play „amazfit” od razu pokazuje się niezbędna apka. O samej apce nie ma się co rozwodzić – jest to kopia funkcjonalna aplikacji Mi Fit z jej wadami i zaletami (na próżno szukać dark mode).

Zegarek fajnie prezentuje się na ręce. Masywny, kanciasty, robiący wrażenie ciężkiego, solidnego klamota. Bardzo ciekawy jest pasek – zrobiony z rozciągliwej gumy z dużą ilością dziurek, więc nie powinno być problemu z zapinaniem na dużym i małym nadgarstku.

Na razie tyle, lecę bawić się tarczami, testować dla Was GPS’a i inne funkcje Amazfit T-Rex. W komentarzach zadawajcie pytania lub sugerujcie co przetestować.