Nóż Ka-bar Mk1






Zawsze zanim zacznę coś testować i później wydawać o tym opinię chce poznać szczegółowo historię danego produktu. Uwielbiam zagłębiać się w ideę powstania produktu w szczególności jeśli ma do tego jakąś wartość historyczną. Wtedy trzymasz w dłoni przedmiot, który ma duszę i wiesz że nie jesteś jedynym który to czuje.

Ka-bar to coś, o czym śmiało można powiedzieć po niespełna miesiącu użytkowania, że dobrze „leży w dłoni”, że jest fajne, że pasuje i „robi robotę” jak to teraz mówi młodzież, ale jednak w większości przypadków wolimy potrzymać dłużej produkt i testować go w pełnym spektrum jego możliwości jak i w różnych warunkach terenowych.

Fot.: Arkadiusz Wojciechowski/Militaria.pl

Zacznijmy od samego początku.

Firma Ka-bar jest dziś jedną z najbardziej znanych firm produkujących noże, ale nie zawsze tak było. Ba…, tak naprawę większość Was zna firmę Ka-bar z jej największego sukcesu jakim było wprowadzenie do użytku w Korpusie Piechoty Morskiej noża o nazwie Mark2 lub Fighting Utylity Knife. Dopiero ostatnie 20 lat to inne noże które pojawiają się w ofercie w tym różne foldery.

Jak to było naprawdę?

W 1897 r. 38 gości zakłada spółkę, która zaczyna wytwarzać sztućce. Firma nazywa się Tidioute Cutlery Company. W 1902 r. zmieniają nazwę na Union Razor Company a następnie w 1909 r. na Union Cutlery Company. W 1911 r. nazwa i spółka zostaje zarejestrowana w Olean w Nowym Jorku. Od tego czasu wiele się zmienia bo w międzyczasie noże produkowano w dwóch zakładach produkcyjnych  i inne takie historie. Wtedy też firma zaczyna wytwarzać noże myśliwskie i to nas najbardziej interesuje. W ten właśnie sposób dowiemy się skąd wzięła się nazwa Ka-bar. Mianowicie pewnego razu do siedziby firmy przyszedł list gdzie jeden z myśliwych dziękował firmie za nóż myśliwski chwaląc się że… tutaj następuje historia z mchu i paproci…że zabił nim niedźwiedzia. W sumie to nie wiadomo, bo list był zabrudzony i odczytany został w taki sposób; k…a…b…ar co pozwalało domniemywać że chodziło o „kill a bear”. Tak się to spodobało że nazwa Ka-bar pojawia się w 1923 r. jako trademark i nazwa kilku noży z oferty Union Cutlery. Nie była to absolutnie  nazwa firmy i pewnie wtedy nikt o tym nie myślał. Firma Union Cutlery produkuje nadal noże i na niektórych zaczyna wybijać znaczek Ka-bar. Najczęściej na jelcu.

Mk1

Tutaj musimy trochę popracować wyobraźnią gdyż do danych dotyczących powstania noża który jest przedmiotem tej historii nie udało mi się dotrzeć. Model Mk1 najprawdopodobniej nie zapisał się w historii wojny jakoś specjalnie więc niewiele jest o tym w Internecie i w książkach. Ale spróbuję. Do specyfikacji do jakiej dotarłem była informacja że model Mark1 USN był wzorowany na nożach myśliwskich z lat 30-stych z głownią długości 5,25 cala, z rękojeścią z tworzywa sztucznego lub ze skóry i głowicy wykonanej z polerowanego aluminium. Nie ma słowa o stali ani o jelcu. Nóż MK1 był nożem przeznaczonym do użycia na pokładzie okrętu do wszelkich prac. Dziś byśmy go nazwali nożem „ogólnoużytkowym”. Pamiętajmy też że to czasy gdy nie było folderów a scyzoryki jakie były wtedy w użyciu  były drobnymi małymi scyzorykami noszonymi w kieszeni najczęściej na lince. W wypadku ciężkich prac na pokładzie lub w doku zwykły scyzoryk nie miał szans. Tak model noża o nazwie USN Mark1 trafił do zamówień. I tutaj kolejna ciekawostka. Dziś wiele osób uważa (ba! sam tak myślałem), że to pierwszy słynny Ka-bar. Niestety nie jest to prawda. Po pierwsze zamówienia na noże Mark1 dostało wiele różnych firm, po drugie Ka-bar jako nazwa firmy tudzież noża jako taka jeszcze nie była popularna.

Pamiętajmy, że Union Cutlery był tylko jednym z producentów Mark1. A tych było wielu: Camillus, Pal, Colonialknife Company, Union Cutlery, Western StatesCutlery, Robeson i pewnie kilku innych. I tutaj najważniejsza ciekawostka. Noże miały ogólną specyfikację dotyczącą przede wszystkim wielkości. Samo wykonanie jak i kształt poszczególnych elementów różnił się znacznie w zależności od producenta. Do tego stopnia że głowice w nożach Robeson były na przykład wykonywane z drewna a noże Colonial miały rękojeść z tworzywa sztucznego. Dziś siedząc na aukcjach lub przeglądając noże z tamtego okresu można zobaczyć tak wiele wersji że czasem człowiek zastanawia się czy to nie są kopie. Noż USN Mark1 był produkowany przez całą II wojnę światową.

W okresie trwania wojny wietnamskiej kontrakt na noże MK1 dostała tylko firma PAL, a sama  firma Ka-bar (wrócimy do nazwy jeszcze) nie dostała kontraktu na produkcję noży więc nie popłynęły tam żadne noże z produkcji…, co nie znaczy że nie pojawiły się tam drugowojenne modele Mark1. Niestety, na wszystkich zdjęciach z wojny wietnamskiej, gdzie można zauważyć Mk1 nie dało się rozpoznać żadnego znaczka informującego o produkcji Union Cutlery. Widać natomiast charakterystyczne głowice noży PAL które miały swoją nazwę RH35. Czyli niestety w historycznym ujęciu Mk1 Union Cutlery to przede wszystkim II wojna światowa. No dobrze, wróćmy jednak do samej nazwy. Jak to się stało że na jakiegokolwiek USN MK1 i na jakiegokolwiek USN MK2 nie spojrzymy to od razu mówimy Ka-bar?  Tutaj musimy wrócić do 1942 r. Wtedy też okazało się że żołnierze piechoty morskiej jak i marynarze mieli problem z nożami które mieli wtedy na wyposażeniu. Były to albo sztylety Mark1 TrenchKnife albo późniejsze Marine Raider Stiletto, no i oczywiście Mark1. Nie byli po prostu zadowoleni. Sztylety to wiadomo, są tylko do zabijania więc w zwykłych pracach się nie sprawdzały, a Mark1… tutaj w sumie nikt nie napisał dlaczego zatem Mark1 nie sprawdził się jako nóż jakiego potrzebował żołnierz na lądzie? Dziwne…

Na bazie swoich doświadczeń Piechota Morska zapragnęła (brzmi to bez sensu, bo to kwatermistrzostwo marynarki pod które podlegała także Piechota Morska) wyposażyć swoich „marine” w nowy, lepszy, wytrzymalszy i lepiej dopracowany do współczesnego pola walki nóż. Od razu miał to być nóż ogólnego użytku ale także nóż bojowy. Stąd późniejsza nazwa Fighting Utylity Knife. Tutaj też następuje ciekawy moment. Nóż którego dziś nazywamy KA-Bar USMC występował w dwóch wersjach zamówionych dla dwóch różnych-osobnych rodzajów wojsk. Mieliśmy wersję Mk2 Fightinguty lityknife i USN Mk2 Navy. Różniły się one dwiema zasadniczymi rzeczami. Model US Navy został przeznaczony dla żołnierzy z marynarki i pracujących w środowisku słonej wody. Jego metalowe części zostały pakeryzowane a pochwa byławykonana z włókna węglowego i wyglądała prawie, że identycznie jak pochwa M8A1 do bagnetu M1.

W pierwszych produkcjach na jego głowni nie występowało charakterystyczne bicie USMC. Kiedy zatem się ono pojawiło? Nie znalazłem również takich danych. Więc wracamy do pytania dlaczego ludzie na każdy wzór Mk1 i Mk2 dziś mówią Kabar? Żeby nie było łatwo dorzucę że United Cutlery brało udział w badaniach nad stworzeniem nowego noża dla Marynarki we współpracy z pułkownikiem USMC John M.Davisem i majorem Howardem E.Americą, a pierwsze zamówienie dostała firma Ontario. Przedziwne, nie? Kabar to łatwo wpadająca nazwa w ucho. Nie wiemy czy zawołanie na nóż per „kabar” istniało już w czasie II wojny światowej, ale później już w latach 90-tych największym producentem była firma Ka-bar i wrzuciła go w dużej ilości na rynek. Pewnie część żołnierzy miało na stanie model Mk2 właśnie firmy Ka-bar i jakoś się to przebiło. Najgorzej wyglądało to w czasie wojny wietnamskiej. Żaden Ka-bar nie został kupiony przez USMC i US NAVY na czas tego konfliktu, ale na bank były tam wydawane noże jeszcze z zapasów II wojny światowej. Mimo wszystko ludzie zawsze wolą nadawać nazwy lub nawet imiona przedmiotom które używają i z którymi mają duży kontakt. I pewnie dużo łatwiej i przyjemniej mówi się do kolegi „podaj mi kabara” niż „podaj mi Mk2”. I Dziś na każdy nóż Mk2 wszyscy mówią Ka-bar. Nawet jak to jest Ka-bar tylko z wyglądu. I takie osiągnięcie marketingowe jest niesamowite. Ale, wróćmy do bohatera naszego testu czyli modelu Mk1 Navy.

Dlaczego Navy zachciała lepszego noża niż Mk2? Podobno żołnierze skarżyli się na cienką i łatwo pękającą głownię. Dziwne. Mam ten nóż rok czasu. I jest to moim zdaniem o wiele lepszy nóż niż Mk2 jeśli myślimy o uniwersalnym nożu w teren i do walki. Potwierdza to trochę też fakt że był używany w czasie wojny wietnamskiej przez zwiadowców z LRRP. Tutaj też warto zatrzymać się na chwilę. Dlaczego piechota morska US potrzebowała wielkiego 7-calowego noża podczas, gdy zwiad i rozpoznanie wolało używać noży Air Force Survivalknife oraz właśnie Mk1? Zdaje mi się że po pierwsze chodzi o ego, a po drugie o wagę. Zwykły żołnierz piechoty walczył w sile kompanii lub większej. Zwiad nosił wszystko na plecach, siedział w dżungli po kilka dni i liczył każdy gram swojego wyposażenia. Założeniem zwiadu nie była też m.in. walka. Więc nóż był potrzebny raczej do ogólnych prac terenowych, zakładania pułapek, budowania różnych rzeczy, podczas zakładania posterunku OP w wdżungli, a na koniec jako nóż do walki.

Fot.: Arkadiusz Wojciechowski/Militaria.pl

Każdy kto nosił Ka-bara Mk2 wie, że to olbrzymie narzędzie. Mam swój model ponad 20 lat i używałem go wszędzie i w każdych warunkach. Jednak po jakimś czasie przesiadłem się na mniejsze, lżejsze i bardziej poręczne noże. Zaraz po Mk2 przesiadłem się na model SRK także używany przez NavySeal. Gdzie 2 cale robiły dla mnie różnicę. A teraz jeszcze na mniejsze noże. Waga i wielkość noża ma znaczenie co oczywiście nie oznacza że MK2 jest złym nożem. Absolutnie nie. Dziś na tapecie mamy model Mk1 Navy. Wzorowany na oryginalnym modelu z czasów II wojny światowej. Wykonany w podobnej specyfikacji co wersja Mk2, czyli skórzana rękojeść, mały jelec, ta sama stal węglowa. Jak patrzysz na te dwa noże to wyglądają jak bracia. Tutaj muszę wrzucić krótką uwagę. Wfilmie mówię że Mk1 kabarowski miał zupełnie inną głowicę. I już po nakręceniu filmu znalazłem model Ka-bar Mk1 który ma bardzo podobną okrągłą głowice co ten współczesny model. Oczywiście jest mniejsza, ale jednak okrągła. No cóż. Myślę że dotyczyło to braku dokumentacji bo zobaczcie że wzór Mk2 mimo że produkowany przez różnych producentów kształty ma bardzo zbliżone. Ba… czasem nawet identyczne. Tylko po biciach na głowni i tylko kolekcjonerzy potrafią rozróżnić dane modele. Stąd też pewnie fakt że na każdy model Mk2 mówimy dziś „kabar”.

Użytkowanie

Dla kogo jest współczesny model Mk1 Navy? Pomijając samą ideę wydania modelu historycznego ten nóż powinien zadowolić każdego. Dlaczego? właśnie ze względu na uniwersalność. Przecież ten nóż został skonstruowany na bazie noża myśliwskiego z lat 30-tych, który w założeniu jest nożem uniwersalnym. W pudełku dostajemy nóż wraz ze skórzaną pochwą. Nóż jest wykonany w USA, pochewka w Meksyku. Do dyspozycji mamy bardzo dobrą stal węglową 1095 znaną z dużego kabara, na której nigdy sam się nie zawiodłem. Łatwo się ją ostrzy i znośnie trzyma parametry. Co to znaczy?, że nie będziecie mieli z nią żadnych kłopotów. No może za wyjątkiem rdzewienia. Gdy zostawicienóź wilgotny lub gdy nie daj Boże schowacie go mokrego do pochewki, albo pochewka nasiąknie wodą, na samym ostrzu po jakimś czasie pojawią się ogniska rdzy. Oczywiście tylko na ostrzu bo cała głownia pokryta jest specjalną farba epoksydową. Ta zabezpiecza resztę przed rdzewieniem. Po ponownym naostrzeniu z ostrza zetrzemy rdzę. No chyba że zostawcie go mokrego na długie miesiące. Sama powłoka wyciera się standardowo jak w każdym kabarze. Po trochu. Nawet podczas mocnego batonowania ciężko zetrzeć specjalnie farbę. Zostają ślady ale do samej głowni się na pewno nie dostaniecie. Dopiero lata pracy lub ostre katowanie może spowodować starcie powłoki.

Kształt i długość głowni.

Moim zdaniem głownia jest idealna na nóź do prac wszelakich. Nóż sprawdził się podczasbatonowania, strugania, robienia pierzastych patyków jak i zwykłych kuchennych czynności. Nie można się tutaj do niczego przyczepić. Stąd tez moje zdziwienie że noże w czasie II wojny pękały podczas prac. Jasne, gdy zaczniemy podważać samym czubkiem skrzynkę z amunicją to może się tak zdarzyć. Mnie się nie zdarzyło i Wam też nie powinno. Czy można wymagać czego więcej? Można by pokusić się o wykonanie innego szlifu. Tutaj mamy do dyspozycji szlif płaski. To znaczy że od grzbietu do ostrza mamy zejście po całości głowni. Przez to nóż tnie bardzo dobrze, ale rzeczywiście przy takiej konstrukcji może bym mniej wytrzymały. Tyle że my rozmawiamy o modelu historycznym. Nie możemy narzekać, bo nie jest to nóź robiony na zamówienie. I tak jak uprzednio pisałem. Do batonowania i cięcia taka konstrukcja sprawdza się wystarczająco. Tnie bardzo dobrze, batonuje gorzej. Do batonowania idealny jest jednak szlif skandynawski. Czyli taki który dodatkowo rozłupuje nam kawałki drewna i działa jak klin. Nasz Mk1 będzie wchodził słabiej w twarde drewno. Co nie znaczy, że to jest jakiś problem? Tutaj liczy się znajomość techniki i wybór odpowiedniego materiału.

Rękojeść.

Jeśli szukałbym noża idealnego to oczywiście nie byłby mój wybór na nóź na wyprawę na koniec świata. Rękojeść jest skórzana. Jest to stary sposób wytarzania rękojeści stosowany głownie w stanach. Nie wiem z czego to wynikało. Stare czasy, stara technologia. Tworzyw sztucznych o podobnych parametrach nie było jeszcze na rynku. Jak to wygląda? Na wąski tang nakładano kawałki skóry, później sklejano wszystko razem i prasowano. Na koniec dochodzi głowica która jest blokowana małym stalowym pinem. Zaletą skóry podobno jest fakt, że rękojeść pracuje i eliminuje drgania podczas pracy nożem. Nie prawda! W tworzywach sztucznych na bank tak jest. Pomalowana i sztywna skóra nie ma takich parametrów. Ale to jest mały nóż i ta rękojeść jest wystarczająca. Jeśli będziemy o nią dbać i co jakiś czas olejowac lub malować gdy nóż będzie zmoczony i mocno używany, to nie mamy się co martwic. Z biegiem czasu skóra nabędzie ładnego nalotu i będzie wyglądać jeszcze lepiej. Ale właśnie fakt że trzeba o nią dbać powoduje że nie wybrałbym tego noża jako nóż na koniec świata. Tutaj wolałbym G-10 i zupełnie inną konstrukcję. Ale to nie jest opis co ja bym chciał tylko jak wygląda i działa nasz MK1. Na koniec głowica. To jest rzecz która przeszkadza mi najbardziej. Jest wielka, ciężka i okrągła. Gdy skończę opis to wezmę ją na szlifierkę taśmową i późniejpochwalę się nowym kształtem. W nożu mamy też zastosowany mały stalowy jelec. Na górze wystaje tylko 2 mm na dole około 5 mm. To jest wystarczające aby zabezpieczyćdłoń przed zsunięciem się na ostrze.

Pochwa.

Bardzo ładnie wykonana  z bawolej skóry. Charakterystyczna dla starych noży i bardzo zbieżna z modelem MK2 jeśli chodzi o konstrukcję. Nóż przed wypadnięciem chroni pasek z zatrzaskiem. Zaraz po otrzymaniu noża naoliwiłem pochewkę pastą do skóry, aby chronić ją przed wilgocią. Polecam ten patent do każdej skórzanej pochewki. Ładnie wygląda i dłużej trzyma swój kształt. Gdy skóra zmoknie traci swoją sztywność i nie wygląda ładnie. Podczas całego roku użytkowania pochewka działała i nie zauważyłem żadnych oznak niszczenia. Jest klimatyczna i wystarczająca do zabezpieczania noża przed zgubieniem. Oczywiście ma swoje wady. Nie pozwala montować noża inaczej niż na pasku co w dzisiejszych czasach gdzie króluje MOLLE, kydex, fastexy i inne nowości może nie każdego zadowolić. Ja sam przeniosłem Mk1 w nylonowych pochewkach firmy Blackhawk i Eagle. To takie zboczenie. Kocham lata 90-te a wtedy żołnierze mieli ten sam problem. Nóz ze skórzaną pochewką. Zero opcji montażu inaczej niż na pasie. Wtedy też firmy szyjące sprzęt opracowały pochewki które miały rozwiązać problemy  żołnierzy. Uniwersalne pochwy nylonowe w dwóch długościach (7 cali i 5,5) pozwalały przenosić najbardziej popularne noże przydziałowe dużo wygodniej niż skórzane. Nie wspominając już o problemach z wilgocią.

Więc dla kogo jest ten nóż? Podsumowanie.

Tak. Zauważyliście że opis nie jest jednoznaczny. Nie ma tutaj zachwytu nad konstrukcją. Zdań o cudownej wytrzymałości i legendzie niezniszczalności. Nawet kilka razy wspomniałem że nie wszystko mi się podoba i nie będzie to nóż który wybrałbym na koniec świata. Tak. Wszystko jest prawdą. Ale, nie bierzemy jeszcze pod uwagę czegoś najważniejszego. Czegoś co czasem umyka nam w opisach i w naszym życiu. Czegoś,czego nie da się opisać jednoznacznie. Właśnie tego „czegoś”. Przecież nie zawsze jedziemy na koniec świata. Przecież nie zawsze nóż ma mieć legendarną wytrzymałość i kosmiczne materiały. Żyjemy tak krótko że czasem nie ma znaczenia czy produkt który trzymamy w rękach będzie w stanie przetrwać wojnę nuklearną. Żyjemy tu i teraz. I jeśli coś jest ładne i dobrze zrobione i przyjemnie jest na to patrzeć to dlaczego mamy to odrzucać? I taki jest właśnie Mk1. Przede wszystkim ma duszę prawdziwego noża. Jest takim legendarnym narzędziem, gdzie materiały i konstrukcja przypomina nam czasy gdy człowiek był najważniejszy.

Trzymając Mk1 w dłoni nie przychodzi mi na myśl II wojna światowa a raczej czasy zdobywania prerii  i Indiana Jones w ostatniej krucjacie z 1912 r. gdy był skautem. Po prostu ten nóż jest tak bushcraftowy i tak amerykański, i tak pachnie przygodą że wszystkie te przytyki materiałowe i konstrukcyjne są teraz nie ważne. Od razu zaznaczę co mam na myśli pisząc „amerykański”. Jaki polski nóż pasujący do klimatu lasu, podróżowania po nieodkrytych ziemiach i przygody przychodzi Wam teraz do głowy?… Składany Gerlach z czerwonymi okładkami. Nasza kopia Victorinoxa? Finka harcerska wzorowana na nożach Mory?.. Czy może niemiecki nóż znany ze składnic harcerskich z lat 90-tych XX w. ze skórzaną rękojeścią?… Nie mamy w swojej leśnej historii noża charakterystycznego i zawsze ciągnęło nas do innych światowych konstrukcji. A największe bezkresne lasy jakie przychodzą nam na myśl to Ameryka. I ten nóż jest na wskroś przypominający Amerykę i zakurzonego wędrowca siedzącego gdzieś na prerii lub owiniętego w skóry przemierzającego Alaskę. Pasuje do kapelusza i do kurtki z bawełny. Pasuje do bushcraftu i do lasu. Jest jakby jego częścią bo nie ma w sobie nic co zaburza to odczucie. Jest idealnym wyborem dla kogoś kto siedzi przy ognisku i kocha te lecące do góry iskry. I ten zapach lasu.

Ten nóż ma zaklętą duszę. Może i nie batonuje najlepiej. Ale, jest jak stary przyjaciel. Nawet nowy wyciągnięty z pudełka wygląda jak prezent z początku tamtego wieku. To jak wspomnienie wizyt u dziadka na wsi. Trzymasz w dłoniach historię. I dlatego ten nóż jest świetny. Gdy dojdziesz czytelniku do takiego pojmowania lasu i przygody zrozumiesz moje zafascynowanie się tym modelem. Gdy jeszcze tego nie masz, zawsze możesz wybrać sobie model Mk1 w kydexowej pochewce z rękojeścią z Kratonu. Niby to samo, ale mnie już tak nie podnieca.

Paweł Supernat

Paweł „SUPER” Supernat. Zawodowo od dziecka zajmuje się marznięciem w lesie. Kiedyś za darmo, dziś za bilety NBP. Wie wszystko o tym, jak walczyć z kleszczami i uciekać przed niedźwiedziem. Zna historię każdego kamuflażu i każdej pary spodni na świecie. Prowadzi szkolenia z survivalu, gdzie każdy uczestnik może nauczyć się jak wytwarzać destylaty w warunkach leśnych.

Nie ma jeszcze komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twój adres email nie zostanie opublikowany.