Czytając wspomnienia operatorów sił specjalnych można odnieść wrażenie, że wszystkie napisała jedna osoba, która nawet w niewielkim stopniu zmieniała realia. Schemat książki jest zwykle taki sam: opowieść o ciężkim (lub co najmniej niełatwym) dzieciństwie, o burzliwej młodości, decyzji o zaciągnięciu się do wojska i wreszcie staraniach o przyjęcie do najbardziej elitarnej formacji.
Opowieść Krzysztofa Puwalskiego „Puwala” mieści się w takiej konstrukcji prawie idealnie. Chociaż zwraca uwagę niechlujstwo wydawnicze, pozwalające na powtarzanie tych samych stwierdzeń co kilka akapitów i tolerowanie błędów językowych wychodzących dużo za daleko poza ewentualny sens oddania specyfiki socjolektu żołnierskiego. Trochę ponad standard wychyla się także naiwny dydaktyzm, który da się podsumować regularnie i nadmiernie powtarzanym stwierdzeniem, że „wszystko zależy wyłącznie od ciebie” i jeżeli w realizację marzeń włoży się odpowiednio dużo wysiłku, to sukces jest właściwie pewny.
Niestety nie jest to prawda, a piszę to z perspektywy kogoś kto osiągnął w życiu nie mniej niż Puwal, ale z perspektywy czasu widzę jak łatwo przewartościowują się chwilowe sukcesy i jak dużym osiągnięciem staje się całkowicie „banalna” stabilność. Nie chcę w ten sposób nikogo demotywować, bo generalnie zgadzam się z przekonaniem, że warto uparcie i konsekwentnie dążyć do celu. Zwracam tylko uwagę, że cele zmieniają się w trakcie realizacji („apetyt rośnie w miarę jedzenia”) i na to jak bardzo poczucie sukcesu zmienia się w perspektywie czasu i zrozumienia szerokiego kontekstu zdarzeń, w których się uczestniczyło.
Jest jednak kilka wątków, które powodują, że „Operator 594” jest książką wyjątkową. To przynajmniej dwa fragmenty dotyczące szkoleń w jednostkach specjalnych. W fotel wbija opowieść o tym, jak w ramach szkolenia komandosi z Lublińca porywają przypadkowego sąsiada, hodowcę psów. Jeżeli autor dokładnie oddaje okoliczności tego „zaliczenia” to włos się jeży na głowie. Tego rodzaju działania mogą uzasadniać rzeczywiste warunki wojenne, ewentualnie stan wyższej konieczności lub obrony koniecznej. Żadne szkolenie nie pozwala na pozbawienie wolności kogokolwiek, chociażby w przebraniu księdza i tylko na parę godzin. Jeżeli Puwal nie pominął jakichś istotnych okoliczności, to zarówno zleceniodawca takich ćwiczeń jak i ich wykonawcy powinni być nie tylko wydaleni ze służby, ale i odpowiadać karnie. I zastanawiając się nad nieprzewidzianymi konsekwencjami takich akcji trudno uznać za usprawiedliwienie, że porwany okazuje się znajomym dowódcy, a skrzynka piwa jest wystarczającą rekompensatą.
Mniej spektakularne są te fragmenty, które dotyczą elementów szkoleń, przez innych autorów nie opisywanych. Przeczytałem kilkanaście, albo nawet kilkadziesiąt tomów wspomnień operatorów amerykańskich, brytyjskich, niemieckich, izraelskich i polskich
i żaden z nich nie wspominał o tych elementach szkolenia, które dotyczą współpracy ze służbami wywiadowczymi. Krzysztof Puwalski wspomina o tym jako pierwszy. Nie można mieć wątpliwości, że Delta, SAS czy Team Six realizują zadania związane z wywiadem, czy przynajmniej z rozpoznaniem – także w kamuflażu. Jednak o treningach z obserwacji czy kontrobserwacji napisał tylko Puwal. Jako przykład podaje zadanie polegające na „prowadzeniu figuranta” udającego niebezpiecznego terrorystę.
Charakterystyczne jest jednak, że Operator 594, prawdopodobnie wbrew własnym intencjom, demitologizuje współpracę sił specjalnych i służb specjalnych. W trakcie działań w Afganistanie operatorzy JW GROM podążają fałszywym tropem zakładników, wjeżdżają w zasadzkę zorganizowaną przez uzbrojonych Talibów, którzy okazują się grupą wyposażonych w widły i motyki rolników. Największym sukcesem w tych warunkach jest obicie zakładników, wypuszczonych z kontenera, którego… nikt nie pilnował. Nie chciałbym w najmniejszym chociażby stopniu relatywizować ryzyka związanego z pobytem polskich żołnierzy w Iraku czy Afganistanie. Ale akurat Puwal w opisie tego ryzyka jest mało przekonywujący.
Nie da się uniknąć porównań pomiędzy książką Puwala, a książkami innego operatora GROM-u – Navala. Zostawiam to jednak samym czytelnikom. Może z jedną tylko uwagą. Naval i Puwal w pewnym miejscu opisują to samo zdarzenie. Ich pierwsze spotkanie w obozie wojskowym w Iraku. Zabawne jest jak bardzo różnie opisują tę samą sytuację.
Autor: Piotr Niemczyk*
*Ekspert z zakresu bezpieczeństwa. W maju 1990 r. trafił do tworzącego się Urzędu Ochrony Państwa, w którym współtworzył Biuro Analiz i Informacji. W latach 1993-1994 Piotr Niemczyk pełnił funkcję z-cy dyrektora Zarządu Wywiadu UOP.
W latach 1998-2001 był ekspertem sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, doradcą ministra spraw wewnętrznych i administracji oraz podsekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki.
W 2011 r. za wieloletnie-wybitne zasługi na rzecz służby państwowej został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Coś w tym jest. Wszystkie książki specjalsów są jak płyty Modern Talking 🙂